Po pracowitym i udanym katalogu w niedzielę podarowałam sobie fantastyczny prezent (a co? czasem należy siebie nagradzać!). Nagrodą nie były zakupy, kosmetyczka, błogie lenistwo, impreza czy interesująca książka. Skorzystałam za to z zaproszenia znajomej i wybrałam się do Wrocławia… do parku linowego.
W zasadzie od dawna już planowałam poszaleć na linach – było to jedno z moich małych marzeń, ale jakoś nigdy się nie było okazji, czasu czy wystarczających chęci. Aż do niedzieli :).
Na początek wspomnę może, że mam lęk wysokości. Przekonałam się o tym zaraz, gdy tylko wspiełam się na podest umieszczony kilkanaście metrów nad ziemią i stanęłam przed pierwszą przeszkodą.
Moje zadanie miało polegać na przeskoczeniu na kolejny podest przy pomocy liny. Stanęłam na skraju i poczułam się jak nad przepaścią. Zupełnie zapomniałam o zabezpieczeniach, które miałam na sobie i które z pewnością uratowałyby mnie od upadku. Przede mną było dopiero pierwsze z wielu wyzwań, a mnie sparaliżował strach i już chciałam zrezygnować.
Odwagi dodała mi myśl, że część moich znajomych przeskoczyła. Pomyślałam, że skoro oni mogli – to ja też. I skoczyłam. Udało się.
Po tym pierwszym tak trudnym kroku poszło już gładko i czerpałam ogromną frajdę z pokonywania kolejnych przeszkód wysoko nad ziemią. Choć niektóre były równie jak ta pierwsza przerażające - ten początkowy sukces sprawił, że już się nie bałam. Radość sprawiało mi udowadnianie sobie, że mam w sobie siłę, by pójść jeszcze dalej.
Na koniec czekała na mnie nagroda – długi zjazd. Co za przeżycie!
Nie powiem – po przejściu trasy byłam zmęczona, a do dziś bolą mnie wszystkie mięśnie. Ale co za satysfakcja – nie ma to jak spełnianie marzeń!
A co Ty chciałbyś zrobić? O czym marzysz?
Podziel się swoimi pomysłami na nagrodę dla siebie :)
ps. Jak tylko dotrą do mnie, zamieszczę zdjęcia i pochwalę się Wam swoimi wyczynami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz