Newsletter

Wpisz swój adres email, aby otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach. Za minutę otrzymasz mail weryfikujacy. Sprawdź proszę pocztę.

poniedziałek, 24 maja 2010

Na morzu



W sobotę w nocy wróciłam z rejsu. Zmęczona, zmarznięta i nieco obolała, ale przy tym dumna z siebie i bardziej dojrzała.

Ponieważ to tygodniowe doświadczenie było tak różne od tego, z czym ja - a pewnie i Wy również - mam do czynienia na co dzień, pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi przeżyciami i przemyśleniami.

Życie na morzu dla kogoś takiego jak ja było dużym wyzwaniem, jednak każdy kolejny dzień umacniał mnie w przekonaniu, że jest to wyzwanie, któremu mogę sprostać i dzięki któremu mogę stać się silniejsza. Taka też wróciłam – poznałam swoją siłę, a przy tym spokorniałam, rozumiejąc, że nie z wszystkim można walczyć i pewne sytuacje należy po prostu zaakceptować zamiast niepotrzebnie tracić energię.



Miałam wrażenie, że na morzu przestałam zastanawiać się, co zrobić by było mi dobrze, wygodniej, przyjemniej, a zaczęłam myśleć, jak sprawić, by nie było mi niedobrze, by stawić czoła kolejnym zadaniom.


Większego znaczenia nabrała też dla mnie praca zespołowa. Poznałam siłę, która drzemie w zespole, wzajemne wsparcie, pomoc i dobrą zabawę.

Rytm dnia na żaglowcu: wczesne wstawanie, apele, czterogodzinne wachty, określone godziny posiłków i alarmy pozwalał na oderwanie się od codzienności i sprawiał, że wszystko stawało się proste. Na komfort, „uprzyjemniacie” i „zabijacze” czasu (jak telewizja, internet, jakieś spotkania) nie było miejsca, co umożliwiało kontakt ze sobą i swoimi emocjami, poznanie swoich reakcji i odkrycie kierujących nami mechanizmów.

Zadziwiające jak rzadko na co dzień przebywałam ze sobą, a tu w czasie nocnej wachty, gdy obserwowałam morze, miałam taką możliwość.

A Ty znajdujesz na to czas? Potrafisz przebywać ze sobą w ciszy i skupieniu?

Ten rejs był dla mnie niezwykłą szkołą. Dostarczył mi wielu okazji, by sprawdzić siebie, zmierzyć się ze sobą i pokonać swoje słabości.

Nie należę do osób, które panicznie boją się wysokości, nie jestem też jednak pasjonatką patrzenia w dół z dziesiątego piętra. Pewnie rozumiecie, o co mi chodzi i myślę sobie, że wielu z Was odczuwa podobnie. Dlatego też opowiem Wam o jednym z moich statkowych doświadczeń.

Na początku rejsu przy dużej pomocy naszego bosmana wdrapałam się na umieszczone w 1/3 wysokości masztu gniazdo. Roztaczał się w niego niezwykły widok, wiedziałam jednak, że wyżej jest jeszcze piękniej. Mimo to bałam się wspinać dalej. Myśl, by wejść na samą górę nawiedzała mnie każdego dnia. Za każdym razem jednak, gdy miałam okazję zmierzyć się z wysokością stosowałam jakiś wykręt. Niby chciałam, ale nawet nie próbowałam. Aż w końcu przyszedł taki moment, kiedy bosman zaproponował nam zbliżenie się do portu w nietypowy sposób. Nazwał to paradą rejową i chciał, aby kilkanaście osób wspięło się na maszt i porozstawiało się po rejach (poziome belki na maszcie, do których przymocowane są żagle). Pomyślałam, że teraz albo nigdy! Słuchając rad cierpliwego oficera i obserwując wykonywane przez niego kroki, zaczęłam powoli, pod jego okiem, wspinać się do góry. Moim celem była druga reja. Gdy już na niej się znalazłam, poczułam gotowość by pójść wyżej i naprawdę zapragnęłam znaleźć się na samej górze. Tą dalszą podróż podjęłam już sama i choć momentami odczuwałam niepewność - ogromna chęć, by spełnić swoje marzenie i doświadczyć czegoś wyjątkowego dawała mi siłę, by wspinać się dalej. To naprawdę niesamowite uczucie znaleźć się na wysokości przeszło 20 metrów, stojąc na linie i wspierając się tylko o reję. Poczucie mocy, duma z pokonania siebie i szerokie pole widzenia były właściwą nagrodą.

Nie opowiadam Wam tego tylko po to, by się pochwalić. Jestem przekonana, że odnajdujecie w tej historii analogię do – czasem wymagającego ogromnej siły i zaparcia - sięgania po swoje cele.

Życzę Wam więc radości ze wspinania się na Wasze wysokie maszty.

9 komentarzy:

  1. Magda jesteś niezwykle dzielna i odważna...
    Gratuluję Ci sukcesów zarówno na statku jak i w Oriflame ;-)
    Aleksandra Rozmus

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać że mnie zszokowałaś. Od samego początku gdy Cię poznałem wyglądałaś na taką malutką i kruchutką istotkę, ale dziś mnie i chyba nie tylko mnie przekonałaś o swojej sile. Co tu dużo pisać: Magda teraz księżyc! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda, jesteś Wielką Kobietą w filigranowym ciele. Niech jego rozmiary nie mylą innych:) Cieszę się, ze się odważyłaś, cieszę się, ze jesteś już z nami z powrotem i cieszę się, że dziś wraz z Tobą spędzę dzień w SPA. :)

    ps. Czy mówiłam Ci już dziś, że jestem z Ciebie dumna?

    OdpowiedzUsuń
  4. poprostu mała ,wielka kobietka ...
    pozdrawiam Iza Laskowska

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję tak wielkiej odwagi ! :)
    Czekam na relację z wtorkowego spotkania :);)
    Bo kto by nie lubił czytać Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję odwagi Magda!!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. dziekuje za mile slowa :)

    tak dla rownowagi:
    nie ja jedna tam na gore sie wdrapalam - po prostu odwazny zspol inspiruje do odwagi

    jednak przyznac musze ze po rejsie sily mi przybylo

    OdpowiedzUsuń
  8. jak czytałam Twój wpis to przypomniałam sobie kiedy ja przełamywałam się robiąc coś niecodziennego, a mianowice chodzilam po rozżarzonych węglach. Niesamowite przeżycie.
    ps. Gratuluję odwagi w spędzeniu tygodnia na morzu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pamietam rozzarzone wegle tez po nich chodzilam

    takie przelamywanie siebie daje niezwykla moc!

    OdpowiedzUsuń

Mój profil na facebook'u